11/02/2008

31.11

Dynia i już. Piękna ponad wszystkie, i żal, że trzeba ją zjeść. Ale mus to mus, zamiast w dynię jadalną można wpatrywać się w tykwy ozdobne, nie wodzą na pokuszenie, a są przecież i czerwone, i zielone, i żółte, i w cętki, i nakrapiane.. Która najpiękniejsza? Nieważne, przecież nie będziemy ich jeść, nie odczujemy w sercu spustoszenia. Tak pisze o niej Tadeusz Pióro, wieloletni dziennikarz „Przekroju”, który prawie codziennie gotuje ambitny obiad, i to od dobrych 20 lat, w autorskiej książce kucharskiej „Czterdzieści cztery przyjemności”. Dynia i już. Bohaterka jesieni, zwłaszcza okresu Halloween, który drzwiami i oknami dobija się od kilku lat do właściwego sobie miejsca w polskiej kulturze popularnej. Także drzwiami kuchennymi. Dyni wszędzie pełno. Gotuje się szybko i łatwo, można z niej wyczarować zarówno proste, jak i nieco bardziej skomplikowane potrawy. Początek jest zawsze taki sam: Kilogram obranej dyni trzeba pokroić w kostkę o boku centymetrowym. To żmudne zajęcie, lecz dowodzi miłości. Aby podać zupę krem (na zdjęciu), trzeba gotować dynię kilka minut z ulubionymi dodatkami, przyprawami i solą (lub na słodko z cukrem, jak kto woli), następnie zblendować i połączyć z ciepłym mlekiem oraz zacierkami, grzankami czy makaronem. Sposobów zresztą jest pewnie tyle, ilu amatorów tej zupy;) Można przygotować dyniowe risotto czy słodką, ziołową zapiekankę do mięs, jagnięciny czy kaczki. W opcji numer dwa pomocny może się okazać przepis Tadeusza Pióro: Kilka ząbków czosnku i pęczek pietruszki należy posiekać jak najdrobniej, i wymieszać z kosteczkami dyni. Teraz dynię, czosnek i natkę mieszamy z sześcioma łyżkami mąki, bardzo starannie, żeby każda kosteczka była mąką oblepiona, a jeśli jej ku temu nie starczy, trzeba dosypać więcej. Przy okazji dodajemy pieprz i sól. Żaroodporne naczynie smarujemy oliwą, wkładamy do niej dynię z dodatkami, polewamy kilkoma łyżkami oliwy i zapiekamy w temperaturze 175 stopni przez dwie i pół godziny. Na powierzchni powinna powstać gruba, chrupka skóra koloru razowego chleba. Wyobrażam sobie także na ciasto w amerykańskim stylu, marchwiowe z białą czekoladą, tyle, że z niemałym współudziałem dyni. Mój wybór pada jednak na inne połączenie tych dwóch składników w siostrzanym kolorze pomarańczy: mocno przyprawione, słodko-ostre dyniowo-marchwiowe „sajgonki” (na zdjęciu). Farsz, składający się z dyniowego puree, startej marchwii uduszonej w cynamonie, rodzynkach, startym korzeniu imbiru, ciemnym sosie sojowym i czosnkowym sosie chilli oraz cebuli zeszklonej w towarzystwie odrobiny cząbru i szafranu, zawijam w papier ryżowy do sajgonek i smażę w dość głębokim oleju. I gotowe. Dynia i już!

The carved pumpkin lit by a candle inside is the main symbol of Halloween, and, of course, I’m not going to disagree with this fact. However, it’s always good to have something nice for lunch (especially after visiting cementry) and I’m not going to deny myself small pleasures, which offers us a result of carving a lanterns: fresh, fragrant, orange pumpkin pulp. So – trick or treating!

First of all, the most popular and the easiest is pumpkin soup. Served in salty or sweet version, it’s always hot, creamy and very quick in preparation. You just need to peel pumpkin, cut on small cubes, boil it, match up with other favourite ingredients, such as cream, onion, spices, and serve with toasts or pasta.

It’s good as well if U yield to the temptation of hot casserole (pumpkin, parsley, flour, garlic, salt and pepper), which ideal keeps company of meets, especially duck meat. I can also imagine delicious pumpkin risotto or american-style carrot&pumpkin cake with white chocolate.

My last but not least trick (I would even say that the best) is pumpkin stuffing rolled in rice paper and fried. It’s quite typical for wietnam cuisine but my stuffing is completely different: there’s no meat and I used soy sauce instead of fish sauce. As a result my “rice pancakes” are sweet and hot, full of pumpkin puree, carrots, onions with saffron, raisings, cinnamon, fresh ginger, garlic chilli sauce and soy sauce. Uff, did I found a way out of cruel (tr)eating?

3 comments:

Casia said...

Witaj :) Nie ma to jak zupka z dyni, potwierdzam :)

Anonymous said...

All I can say is... IT LOOKS VERY TASTY!, you should really try Argentinian food...I mean if you like that type of food, you might as well like this.

Komarka said...

Dynia ze zdjęcia pierwszego ma taką fajną minę, że nie mogę przestać się śmiać :)))) A zupa dyniowa jak najbardziej. Od tej jesieni również stałam się jej fanką :)