12/31/2008

The sweetest thing (Warsaw's best confectionary guide)

"Słodki...Słony..." - czekoladowo-pistacjowa biżuteria

Z miłości do słodkości i z okazji nadchodzącego Nowego Roku warto podzielić się dobrymi życzeniami - słodkiego, miłego życia! - a także garścią dobrych adresów, które całkiem subiektywnie uważam za najbardziej właściwe dla warszawskich poszukiwaczy cukierniczych uciech. A więc: żeby zima 2009, która jeszcze przed nami, wraz z pewnie nieuniknionymi opadami śniegu, upłynęły co najmniej tak sympatycznie jak słynna bezowa Biała Dalia, prawdziwa dama w sztywnej kryzie z dodatkiem owoców ze "Smaków Warszawy" na Żurawiej. Patrząc na nią podczas Wigilii w pracy, chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę pożałowałam swojej alergii na białko jaja;) Żeby wiosna tak cieszyła oko zielenią, jak oczami smakowane a ręcznie malowane małe pistacjowe cudeńka w "Słodki...Słony..." przy ulicy Mokotowskiej. Jak słusznie zauważył kiedyś jeden z gastronautów, restauracje Magdy Gessler bywają uważane za synonim tandety i pretensjonalności - ale póki co nikt w Warszawie lepszej galanterii cukierniczej nie wymyślił. W Warszawie może i nie, ale spoza naszego kraju do Warszawy przywiózł - mam na myśli czekoladowe szaleństwo w uroczym salonie "Le Chocolat" przy Wspólnej. Długo by wymieniać, ile można tam znaleźć - aby letni czas równie obfitował w tak przyjemne wybory, trudne, ale nigdy chybione. A kiedy przyjdzie złota jesień i polecą z drzew kasztany, niech cudownie orzechowo-miodowy tort ormiański z "Misianki" umili spacery po Saskiej Kępie. I kiedy znów zrobi się jesienna plucha, życzę Wam wyobraźni, która w brunatnej mazi pokrywającej chodniki pozwoli dostrzec hektolitry czekolady, zapraszającej, by po niej po królewsku stąpać. I udanych słodkich zakupów, aromatycznych jabłek w toffi na patyku na kolejnym Świątecznym Frymarku w Instytucie Teatralnym czy upominków w postaci pierniczków ze staromiejskiego rynku. A jeśli pieczonych własnoręcznie - żeby było to źródłem zadowolenia i kolejnym sposobem na wyrażenie uczuć, a nie tylko przykrym obowiązkiem, bo nie ma nic smutniejszego, niż kucharzenie bez uczuć. Słowem - samych zdrowych egzaltacji i ciekawych kulinarnych odkryć!

Czekoladki z "Le Chocolat": karmel z solą, truskawka z pieprzem i czekolada z miętą
"Dom Sztuki Ludowej" i piernik
W "Smakach Warszawy" (2 ostatnie fot: Smaki Warszawy)

12/25/2008

Mincepie

W tym roku Święta spędzam na wyspach, pomyślałam więc, że napiszę o czymś bardzo typowym i wyspiarskim. Nie jestem fanką mięsa- więc indyk z szynką zdecydowanie odpadają, chociaż to jest prawdopodobnie najbardziej znane danie świąteczne. Kuchnia brytyjska i irlandzka nie dorównuje niestety bogactwem świątecznych dań kuchni polskiej, ogólnie wydaje mi się trochę uboższa- większość rzeczy można tu kupić w sklepie, nie ma tradycji starannego przygotowywania posiłków w domu, własnoręcznie. Typowym świątecznym wypiekiem są mince pies. Pojawiają się w sprzedaży w okolicach początku grudnia. Są to kruche babeczki, wypełnione aromatycznym farszem z jabłek, porzeczek, rodzynek, bakalii, skórki pomarańczowej, przyprawionych obficie cynamonem i goździkami. Można je kupić w większości sklepów i kawiarni. Znikają ze sprzedaży po nowym roku, by później powrócić wraz z kolejnymi świętami. Są całkiem smaczne, chociaż zdecydowanie tęsknię za makowcem, piernikiem, sernikiem i ciastem drożdżowym. Smacznych i zdrowych Świąt życzę Wam wszystkim!




Mince pie is typical festive, sweet pastry, traditionally consumed during the Xmas and New Year period in Uk and Ireland. They normally have a pastry top,and they are filled with preserve typically containing apples, currants, dried fruits such as raisins and sultanas, and spices. Modern mince pies typically do not contain any meat. They appearance in shops is a sign that Xmas is on a way. Merry Xmas!

12/21/2008

dans le noir? danse macabre?

Od kilku sezonów w kilku europejskich stolicach można zjeść kolację w restauracji w kompletnych ciemnościach. Do ostatniej soboty było to możliwe także w Warszawie, w której eksperymentalna filia restauracji Dans le Noir? otwarta była na okres kilku miesięcy już po raz drugi - po raz drugi także w Hotelu Novotel. Z okazji jej zamknięcia postanowiłam wreszcie się do niej wybrać i naocznie (choć to może nie jest najbardziej odpowiednie słowo w tym przypadku) przetestować owo osławione wzmożone pobudzenie innych poza wzrokiem zmysłów podczas kolacji po ciemku.
There's no darkness but ignorance - głosi motto restauracji, wzięte z Szekspira.Sytuacja jest niby jak najbardziej spodziewalna i przewidywalna, ale egipskie ciemności, panujące w środku, były dla nas sporym zaskoczeniem. To, że niewidomy kelner wprowadza ucztujących do sali, w której nie widać zupełnie nic, na każdego działa nieco inaczej. Niektórzy byli zaniepokojeni. Inni - podnieceni. Jeszcze inni, w tym także ja - wręcz przerażeni. Nieobecność stałych punktów odniesienia, proksemiczne zagubienie, trudności z rozpoznaniem, w jakiej części sali się znajdujemy, jak ona wygląda, jak właściwie jest duża, i kim jest mężczyzna, który siedzi obok i podbiera przez pomyłkę nasze sztućce, z początku zabawne, szybko stają się źródłem dyskomfortu. Obcy sobie ludzie w ciemnościach prędko przełamują barierę milczenia, po chwili więc oswajamy nieznaną sytuację kompulsywnymi rozmowami o najnowszym Bondzie. Cierpliwie czekamy na zamówione dania (menu polskie, opcja danie główne plus deser i drink), wysłuchując narzekań współbiesiadników na przekąskę. W końcu zbliża się apetyczny zapach mojego głównego, które w smaku jednak rozczarowuje: okazuje się kruchą polędwiczką w sosie grzybowym z pieczonymi ziemniakami, brokułami i marchwią. Nic zaskakującego, nic, z czego rozpoznaniem można by mieć jakiekolwiek trudności (na to samo skarżyli się posiadacze menu francuskiego na talerzu), a o to wszak chyba tu chodzi. Również deser nie uruchamia bogactwa doznań kubków smakowych, nie cieszy aromatem, nie drażni węchu różnorodnością doznań. Ciepły piernik z nadzieniem wiśniowym i polewą czekoladową oraz kulką waniliowych lodów miał szansę uratować pod tym względem cały wieczór, okazał się jednak jednostajną w smaku, słodką i tylko słodką papką-pułapką, tautologiczną pułapką, którą oczywiście pochłaniałam rękoma - jako, że używanie sztućców w warunkach ciemności totalnej graniczy z cudem. Coś za coś. Sensualna przyjemność wzrokowego ogarniania talerza zastąpiona zostaje rozkoszą dotykowego kontaktu z jego zawartością. Niemal dwugodzinna kolacja dobiega końca. Oblepieni czekoladą, nie do końca trzeźwi i bardzo zmęczeni brakiem światła prosimy kelnera o pomoc w dotarciu do wyjścia. Z niemałym poczuciem ulgi.
Najciekawsza w całości tego doświadczenia jest właśnie obserwacja własnych emocji i zachowań innych. I choć wychodząc z Dans le Noir? obiecywałam sobie, że już nigdy więcej dobrowolnych eksperymentów z przebywaniem w ciemności absolutnej, już dwa dni później dałam się namówić na uczestnictwo w wydarzeniu podobnego typu - tym razem w offowym teatrze Academia na warszawskiej Pradze, który gościł taneczny spektakl Unknown #1, wykorzystujący motyw wyłączenia aktywności prymarnego na codzień zmysłu wzroku przy jednoczesnej intensyfikacji zmysłów pozostałych, przede wszystkim dotyku, słuchu, ale i smaku: widzowie na początku mieli zawiązywane oczy. Kolejna, na pewno ciekawsza, sytuacja, zmuszająca do rozważenia zagadnień priopercepcji, reakcji na nieznane, świadomości i zachowań ciała oraz budowania komunikacji z innymi w sytuacji trudnej do rozpoznania. Zainteresowanym bardziej pogłębioną merytoryczną analizą tych dwóch doświadczeń z punktu widzenia nie tyle gastronautki, ile teatrolożki, polecam tekst nie mojego autorstwa, który ukaże się w następnym numerze miesięcznika "Teatr".


Since few months the gastronauts in european's capital cities have opportunity of visiting Dans le Noir?, which is much more than another regular restaurantant- it's advertised as an experience of eating meals in completely darkness which are served by blind staff. This unique sensory experience was able to undergo for Varsavians as well until last Saturday, so I went there with my friend to check out how it works in practice. For sure it was truly unusual, even a bit scary, but at the end if somebody would ask me to describe it with only one word, I would say ... disappointment. Why? Talking spontaneusly to other people around me (which was quite exciting) I was given main course composed of meat in mushroom sauce, potatoes and wegetables and it all was too obvious to surprise somehow. Even dessert, which could be full of aromas and flavours, turned to be only banal. Gingerbread with cherry filling and chocolate with wanilla icecream sounds like it was reach in smells, but it was not even teen spirit. Just very sweet, eatable yet boring.
To sum up, I do not regret this dinner in Warsaw Dans le Noir?, but as I've been expecting a lot of sensual pleasures, I went out with a lot of memories of many unforgettable experiences, but not of good food.

photo: DlN

12/15/2008

F/W collection 08 on Ur plate


Bywa, że najnowsze trendy z pokazów mody stają się inspiracją ...słodkości. Niedawno donosił o takowych internetowy Wallpaper. Żółte ciastko w kształcie torebki Smythson o smaku bananowym? Słodki, czerwony mini-płaszcz od Valentino? Wystarczy podczas wizyty w Londynie odwiedzić kawiarnię Afternoon tea The Berkeley. Możemy wybierać między jabłkowym kapeluszem Diora a czekoladowym kapeluszem Louis Vuitton . Wszystko to serwowane na talerzach Paul Smith i oczywiście - nomen omen - z Afternoon tea. Niektóre z herbat zostały zaprojektowane przez Alexandra McQueena czy Jimmy'ego Choo.
A tym, którzy w najbliższym czasie nie wybierają się za granicę, a którzy chcieliby pożreć coś trendy (choć już nie w tak dosłownym rozumieniu, tym razem to tylko kwestia nazewnictwa, a czy ze nim idzie też smak i cała reszta - nie sprawdzałam), polecam otwarty tej jesieni, równie ekskluzywny (wręcz pretensjonalny) i równie europejski pod względem cenowym (czytaj: drogi) Luxury&Cafe bar, przyklejony do Luxury&Liberty concept store w samym centrum modowej Warszawy. Serwują tam podobno stylowe śniadania head-to-toe, sałaty pret-a-porter, chic zupy i główne haute couture dania.


The marriage of world of food and world of fashion is obvious, even on our oral level: we're ok to discuss new trends in food or describe nice shoes as tasty appendix. But what would happen if treat it much more literally? They tried it in London, in one of The Berkeley's restaurant - Afternoon tea. There U can choose from colorful cakes and fancies recollecting the latest fall/winter collections, so U can eat Christian Dior apple hat, Giambattista Valli red currant bavarois topped with lush fresh raspberries or yellow Smythson bag in banana flavour. Everything goes on Paul Smith china and with fine selection of leaf/infusion teas - after all it is called Afternoon tea;)
In less literally sense, U can eat stylish head-to-toe brekfast menu, pret-a-porter salads, chic soups and haute couture main dishes in many places, only if somebody will call it like this. They've done it in one of the newest trendy places in Warsaw: Luxury&Cafe bar, part of Luxury&Liberty concept store. Menu avaliable here.

photo: Wallpaper.com

12/14/2008

Teatime

Zmiana stanu skupienia ulubionego czaju zachodzi równie gładko jak przejście jesieni w zimę. Rozkoszujemy się aromatem, unoszącym się nad filiżanką, łyk po łyku rozpuszczamy się od środka, krok po kroku topnieją nam serca, zasilając masę atmosfery. Niestety, podręczniki anatomii to jedno, a stan zachwianej homeostazy to drugie. Dlatego, dla równowagi, parującemu naparowi towarzyszy garść suszonych jabłek z własnego sadu. Przetrwalnikowa forma słońca. Trochę wspomnienie, a trochę obietnica.


Since we discovered a dryer at our village home, our Warsaw flat become full of nice aromas like, for example, dried mushrooms, however for me on top of the top are certainly dried apples. Always goes with favourite tea and good company. We're trying to catch tea's transitory aroma, crunching dried but not died memory of late summer, and then, for the last but not least, we mature to raise our hopes.

Lunch

Codzienna godzinna przerwa na lunch to czas, podczas którego zjadam mój największy posiłek. Staram się więc wymyślać coś ciekawszego niż kanapki. Źródłem inspiracji okazał się wyspiarski koncern słynący z niebanalnego i zdrowego jedzenia- kupuje ich gotowe sałatki lub robię własne oparte na ich pomysłach, jeśli udaje mi się przezwyciężyć moje wrodzone lenistwo. Dziś skupię się na dwóch pysznych, świeżych i bardzo sycących miksach warzywnych.

Lunch 1

* kilka rodzajów gotowanej fasoli/ borlotti, flageolet and black cooked beans
* czerwona papryka/ red peppers
* kukurydza/ sweetcorn
* szczypiorek/ chives
* kolendra, mięta/coriander, mint
* miętowy vinaigrette- woda+ocet winny+mięta+sól+olej+cukier+musztarda+pieprz+czosnek/ mint vinaigrette-water+spirit vinegar+mint+sugar+salt+mustard+pepper+garlic puree


Lunch 2
* gotowana soczewica/ cooked lentils
* gotowane 2 rodzaje ryżu/ cooked long grain rice and wild rice

* czerwona papryka/ red peppers

* pieczony bakłażan/ roasted aubergine
* seler/ celery

* cebulka/ spring onions

* olej słonecznikowy/ sunflower oil
* sos czosnkowy-sok z cytryny, ocet ryżowy, sól, czosnek, pieprz/ garlic dressing- lemon juice, rice vinegar, salt, garlic puree, pepper




Every day I have one hour for my lunch- I'm doing my best to not eat sandwiches,paninis or bagels every day- it's easy enough since I discovered M&S's salads. There is many options, all of them are tasty, healthy and suprising. Those people really know everything about good food.

12/04/2008

Ravioli



Gdy mam ochotę na makaron często sięgam po tortellini lub ravioli- czyli jeśli sugerować się wikipediąi- na włoskie pierożki z ciasta makaronowego nadziewane różnym farszem. Różnie też się nazywające w zależności od kształtu. Mając w pamięci czym tak naprawdę są ,,pierożki'' stwierdziłam, że mi w tym przypadku ta nazwa wyjątkowo nie pasuje i nazywam tortellini czy ravioli po prostu makaronikami.
Moje ulubione to nadziewane 4 rodzajami sera lub po prostu ricottą. Posypane pieprzem i parmezanem.
Pierwszy raz jadłam ravioli z supermarketu, dopiero później zamówiłam je w restauracji. Niektóre rzeczywiście dorównują tym z restauracji, inne są mniej smaczne, musicie przetestować sami. W polskich sklepach zaczęły się już pojawiać, najlepsze znajdziecie na pewno we włoskim lokalu, polecam jednak obie opcje: ekonomiczną ze sklepu i oryginalną z restauracji, powiew włoskiej kuchni i fajna alternatywa dla klasycznego makaronu.



My favourite little italian treats when I wish a delightful and instant meal are ravioli and tortellini. Just like pizza, spagetti, gnocchi, foccacia or lasagne they are well known and tasty Italian dishes, easly available in many restaurants or in ready2cook version in shops. Nice altervative to regular pasta. I don't know what real Italians will say-but I checked out Burtoni- and it's really cool and tasty. They will go perfectly with parmesan or any kind of tomoto sauce.

11/27/2008

temptation

Up, down, turn around
Please don't let me hit the ground
Tonight I think I'll walk alone
I'll find my soul as I go home

New Order, Temptation

Pod koniec listopada dobrze jest zrobić coś wbrew mało kuszącej pogodzie – iść na spacer czy imprezę. Wcześniej równie dobrze jest dać się zwieść na pokuszenie kruchym, warzywnym tarteletkom prosto z pieca;)

There’s nothing better for november night but nice party. Before that, there’s nothing better than hot, crusty wegetable tart;)

Tartaletki z kabaczkiem / Marrow tart

Ciasto (porcja na 10 małych foremek) / shortcake:
200g mąki / 200g flour
100g masła / 100g butter
1 jajko / 1 egg
szczypta soli / some salt
3 łyżki wody / 3 spoons water

Nadzienie / stuffing:
kabaczek / marrow
sos pomidorowy / tomato sauce
marchew / carrot
cebula / onion
bazylia / basil
oregano / oregano
(proporcje na oko)

11/23/2008

Soupe a l'oignon

Danie eksportowe kuchni francuskiej, sprawdzi się w sytuacjach wymagających wykwintnego posiłku jak i w regularnych szybkich domowych obiadkach. Radzę tylko przed party zarezerwować sobie czas na wywietrzenie mieszkania, proces przygotowawczy zostawia niestety wyraźny zapach. Nie tylko dla zagorzałych miłośników cebuli, ukazuje jej nowe, smaczne, niełzawe i ciepłe oblicze. Ekonomiczna rewelacja. Świetnie rozgrzewa w zimowe wieczory. Jeśli jeszcze nie próbowaliście- polecam, uda się na pewno:)


*4 cebule/ 4 onions
*masło do smażenia/ some butter to fry
*mąka do opruszenia cebuli w końcowej fazie smażenia/ some flour do covered onions at last stage of frying
* ok 1l bulionu warzywnego / 1l vegs boulion
( można rownież użyć wody/ also U can use water instead)
* 0,5-1 kieliszek białego wina/ 0,5-1 glass of white wine
(wino nie jest konieczne,ale świetnie podkreśla smak cebuli/ wine isn't necessary but gives some great flavour)
* sól, pieprz/salt, pepper


Wykonanie jest bardzo proste: pokrój cebule w talarki, usmaż je na maśle, aż będą rumiane, pod koniec smażenia oprósz mąką, podsmaż jeszcze chwilkę, zalej bulionem (lub wodą), gotuj ok 20-30min, dopraw do smaku solą i pieprzem. Wiele osób odradza używanie kostek rosołowych lub vegety, ja żadnej kulinarnej tragedii związanej z ich uzyciem nie zaobserwowałam, więc polecam. W końcowej fazie dolej wino. Podawaj z grzankami serowymi, lub chociaż oprószone serem.



Today I'd like to introduce something nice&warming for long, chilly winter evenings from French cusine. Aromatic and rich in taste. Not exclusively for onion-lovers. Will be perfect for posh parties, and for regular home dinners. Extra-economic and easy enough for everybody to prepare. Dare to try onion soup.

So how to do it? : slice onions, fry on butter, when they are nearly ready add some flour, fry them well, then add boulion or water,and cook for 20-30 min, then add wine if U have it, salt and pepper. Some people think using instant boulions is highly inproper, I disagree- if U don't have real boulion use what U have and don't worry, it won't be less tasty. Serve soup with toasts topped with cheese.

11/21/2008

Белые ночи

Białe noce. Białe nie od jasności, ale od śniegu. A gdy się już obudzisz, zastaniesz świat pod miękką powłoką z pierwszych w tym roku płatków.


White nights. This is not a sign of spring, but winter. It means if U’ll look out of the window now, U’ll see world putting on a white snowy coat. Enjoy white spirit!

Winter rolls

papier ryżowy / rice paper
makaron ryżowy / udon
ogórek / cucumber cut into long pieces
kurczak na parze / boiled chcicken
ulubione kiełki / Ur favourite sprouts
ocet ryżowy / rice „vinegar”
ser brie / brie cheese

tymianek / thyme

inspiracja: / recipe: Nowa kuchnia polska. Odcinek: Spotkanie przy przekąsce.

11/17/2008

how NOT to be a domestic goddess

Z góry przepraszam rozczarowanych i przerażonych - tak, jadam mrożonki, sosy ze słoików, i tak, jak najbardziej uważam, że bywają super i zamierzam o tym napisać;)
Czasem pomysły na obiad producentów sosów i mrożonek przewyższają moje własne, czasem chodzi o brak czasu, czasem o zwykłe lenistwo i wygodę.
Kilka dni temu kupiłam sos do kurczaka tikka - czyli pomidorowy sos doprawiony curry, kolendrą, cebulą, mlekiem kokosowym i jogurtem, coś wspaniałego... Usmażyłam kurczaka i dodałam sosu, w woku rozgrzałam mrożonkę warzywa na patelnie o smaku indyjskim, czyli groszek, kukurydzę, marchewkę, paprykę i ryż, na koniec zmieszałam wszystko i doprawiłam wszystkimi wschodnimi przyprawami, jakie tylko miałam pod ręką. Jedząc miałam wrażenie, że jestem w niezłej indyjskiej restauracji, wszystkie piękne kolorowe, swieże i pachnące. A przecież ze słoika i z zamrażalnika. Jeśli tylko wykażecie się inwencją i dodacie coś od siebie - nie tylko to, co sugeruje producent na opakowaniu (w moim przypadku sugerowal podanie sosu z kurczakiem i ryżem) - możecie uzyskać świetne, oryginalne danie w przysłowiowe 5 minut;)
(Na zdjęciu jeszcze przed dodaniem sosu z kurczakiem.)

Niedawno jadłam również makaron szpinakowy z sosem (ze słoika oczywiście) szpinakowo-szparagowym z serem ricotta, rewelacyjny mix, którego najpewniej nie odkryłam bym nigdy gdyby nie wymuszona zmeczeniem i głodem wycieczka do Marksa i Specera po ,,obiadokolacje''.
Uwielbiam też sos pieczarkowo- smietanowy do kurczaka podawanego z tagiatelle i pietruszką oraz sos meksykański, który dodaje do farszu do naleśników meksykanskich. Sos słodko- kwaśny dodaje za to do farszu do naleśników orientalnych. Absolutnie wielbię również warzywa na patelnię wszelkich rodzajów, ale jeszcze pewnie o tym wspomnę;)
Sosy ze słoika sa genialne nie tylko jeśli nie mamy czasu, ale także wtedy kiedy nie umiemy zrobić czegoś na to potencjalnie mamy ochotę lub gdy zdobycie składników okazuje sie zbyt trudne.
Nie twierdzę, że wszystkie sosy sa świetne i że polecam je na codzień, zachęcam jedynie do eksperymentów, efekty bywają pyszne i niespodziewane.



Well, I guess now all domestic goddess will be really disgusted, but- I love frozen vegs and ready to use sauces from jars. I'm not using them every single day but I believe they can be perfect soluction if there is no time, no idea, or just really strong craving for sth uncommon which we are not sure how to cook. Few days ago I bought sauce for tikka chicken which containts: tomatoes, onions, curry, coreander, coconut milk and yoghurt. Great indian style, kinda spicy meal for European people who didn't get used to spicy food but want to try something Eastern.
I fried the chicken, then added sauce. I heated frozen indian style vegs: beans, corn, carrots,peppers with rice and some spicies in a wok . At the end I mixed it all together. I obtained delicious, aromatic and gently warming taste.
I'm also enjoying few other sauces like sweet and sour, creamy mashrooms or mexican. I'm gonna write about them in the future, as they are my aids in acheiving better taste in common dishes.
Idea is very similar- I'm always adding something what is not necessarly suggested on the packing. It's making me feel a little bit better- like I'm really cooking and not just re-heating;)

11/11/2008

Final fantasy

Antyoksydant i afrodyzjak. Chodził za mną od kilku dni, więc w końcu przeszliśmy się razem. Gorący budyń, w sam raz na jesienne chłody. Po drodze nam było z imbirem. Pomysł znalazłam przeglądając w księgarni pozycję na temat kuchni chińskiej (!). Napisano, że świeżo wyciśnięty sok z imbiru ma naturalne właściwości „ścinające” mleko. Jako, że jestem niedowiarkiem, dodałam ciut mąki i gęstego musu ze zmiksowanych bananów w celu zagęszczenia. I nieco rumu do smaku – niech Was nie zwiedzie to podwójne A na początku!
Na zdjęciu z moim wyrobem rogalomarcińskopodobnym.

Finally I found fulfillment of my todays fantasies. Ginger custard with bananas, rum and maple syrup. Ideal for fall evenings at home with good book. There are a lot of nice recipes with ginger on the internet, but there’s a lot of other indulgences for me at the same time – so maybe next time I’ll try ginger pudding tart, made from carrot, flour, oatmeal, ginger and golden syrup. Recipe itself sounds very interesting, isn’t it?

11/09/2008

haiku panna cotta

Bardzo prosty w przygotowaniu i genialny w smaku śmietankowy deser, którego ojczyzną są północne Włochy. Tradycyjnie podawany jest z musem owocowym. Pod wrażeniem przepisu znalezionego na blogu White Plate spróbowałam jednak jego przewrotnej wersji z japońską zieloną herbatą w pudrze.

Aki Onda z „Fish doesn’t know it’s raining” z albumu „Precious moments” eksperymentował ze mną w słuchawkach, ja natomiast eksperymentowałam z panna cottą w stylu haiku. Gęsta śmietana 36% i mleko podgrzewały się w rondlu akurat tyle czasu, ile potrzeba, by dodać dwie łyżki miodu, trochę cukru pudru, i zetrzeć skórkę z cytryny. Przed dodaniem żelatyny i odstawieniem na stosowny czas do lodówki w celu zastygnięcia wsypałam łyżkę zielonego proszku. Była to już reszta z puszki, którą dostałam jakiś czas temu w prezencie od znajomej Japonki, a w której znalezienie włożyłam wczoraj niemało trudu. Ale opłaciło się! A przy okazji przypadkiem natknęłam się w prasie na fascynujący artykuł pewnego podróżnika dotyczący regionu, z którego pochodziła moja sproszkowana zielona herbata Uji – miejscowości Uji w okolicach Kioto: Mało jest takich miejsc w Japonii, gdzie można posmakować spokoju życia na prowincji pełnej pamiątek historii. […] Tutejszą specjalnością jest najlepsza w kraju «matcha» - sproszkowana herbata używana w ceremonii parzenia herbaty. […] Na każdym kroku ujrzymy tu sklepy sprzedające wszelakie herbaciane produkty – od sypkich, elegancko konfekcjonowanych herbat zwanych od nazwy miasta «ujicha» po słodycze, a wśród nich galaretki, ciasteczka, no i lody z zielonej herbaty. […] Na atmosferę miasteczka składa się wiele wrażeń zmysłowych tworzących jego wyjątkowy i przyjazny wizerunek. Tam pierwszy raz w życiu zrozumiałem, na czym polega sławna w świecie opinia o związku japońskiej duszy z naturą. Pewnego dnia byłem świadkiem rozmowy dwóch sklepikarek podziwiających pięknie czerwieniejący jesienny klon. Jedna z nich z rozmarzeniem powiedziała: «To jest tak piękne, że chciałoby się założyć kimono…».

Very simple and minimalistic dessert. Originally served with fruity dressing, it comes from northern Italy. Inspired by interesting concept founded in White Plate blog I tried it’s haiku version – with japanese powdered green tea. The result was incredible.

First of all, U just need to put some good music on your iPod. I would honestly reccomand U japanese experimental Aki Onda’s “Fish doesn’t know it’s raining”. Then boil 200 ml pure cream with some milk, add 3 teaspoons powdered gelatine, 2 spoons honey, 1 spoon icing sugar and1 spoon japanese powdered green tea. Mix gently and cover and refrigerate for 2 hours or until jelly has set. To serve, dip the outside of the mould quickly in a bowl of hot water to loosen and invert onto serving plates. To get additional pleasure during eating, find out some informations about yours tea region of origin. Mine, for example, comes from Uji, small province famous for exceptionally good selection of teas, small shops with sweets made from green tea and sales-womans with lyrical imagination, always ready to get excited about nature’s harmony, even if it’s just red autumn leaf.

11/02/2008

All Soul's day

The taste of life I can’t describe
Portishead, „We carry on”

Stara matka protagonisty powieści „Widnokrąg” Wiesława Myśliwskiego i jej pokój, utkany przepisami, wyciętymi z gazet kuchennymi poradami, spisanymi ręcznie ingrediencjami potraw. Na kartkach, odwrotnych stronach rachunków, na brzegu serwetki. W szufladzie, między kartkami zakurzonej książki, a nawet za ramą obrazu. Ten widok nie chce wyjść z mojej głowy, wraca z niepojętą siłą, ilekroć, tak jak dziś, zastanawiam się nad stopniową niepamięcią. „Pominki” – tak nazywała się msza święta na część zmarłych, będąca częścią pogańskich obrzędów zadusznych. Jak to się dzieje, że po latach pamięta się nie zawsze to, co by się chciało? Że pamięć ciała, zmysłów, niezawodnie wygrywa? Rodzi się więc we mnie sentymentalna refleksja - choć żadna to nowina przynajmniej od czasów proustowskiej magdalenki - że jedzenie, ewokując wspomnienia, skojarzenia, emocje, bywa nie tylko zmysłową czy estetyczną przyjemnością, ale i ćwiczeniem z pamięci, tropieniem nielicznych śladów, jakie pozostają po tych, którzy odchodzą.

Myślałam, że słój jabłkowych konfitur z cynamonem (zimowy gotowiec dla wielbicieli szarlotki) był ostatnią kulinarną pamiątką po mojej babci i jej niezłomnej energii przetwarzania i przechowywania. A tu nieoczekiwane znalezisko. Cała sterta zeszytów pełna zapisanych odręcznie przepisów w babcinym kredensie wśród korespondencji i dewocjonaliów. „Vademecum łakomczucha” i inne kilkudziesięcioletnie poradniki kulinarne młodej pani domu, pozakładane suchymi liśćmi. Wśród nich przepis na najprostsze ciastka świata, „amoniaczki”, których zapach i kształt (babcia wykrawała je szklanką – zwykłe kółka z dziurką, wyciętą naparstkiem) wprost odsyła mnie do domu dziadków, w którym w dzieciństwie rokrocznie spędzałam wakacje.

Amoniaczki
0,5 kg mąki krupczatki
1 kostka masła
2 płaskie łyżeczki amoniaku
4 żółtka
1 szklanka cukru pudru
aromat pomarańczowy

Antrophology of mourning for sure have lots of interesting things to say about the way how people eat or, on the contrary, refrain from eating to celebrate death or reminiscence of the deceased.

Proust for sure has lots of interesting things to say about surprisingly strong power of memory for smells, aromas, which reminds us about the past.

Today I’m a little bit nostalgic, so I prepared cookies from my late grandma’s recipe, which I found one day among other hand-written recipes hidden in her cupboard. I choose those plain, easy cookies, because their smell always faultlessy send me to grandmother’s house in the village, where I spent most of my holidays when I was a child.

Ammonia cookies
0,5 kg of flour
200 g
of butter
2 spoons of ammonia
4 yolks
1 glass of icing sugar
orange aroma

31.11

Dynia i już. Piękna ponad wszystkie, i żal, że trzeba ją zjeść. Ale mus to mus, zamiast w dynię jadalną można wpatrywać się w tykwy ozdobne, nie wodzą na pokuszenie, a są przecież i czerwone, i zielone, i żółte, i w cętki, i nakrapiane.. Która najpiękniejsza? Nieważne, przecież nie będziemy ich jeść, nie odczujemy w sercu spustoszenia. Tak pisze o niej Tadeusz Pióro, wieloletni dziennikarz „Przekroju”, który prawie codziennie gotuje ambitny obiad, i to od dobrych 20 lat, w autorskiej książce kucharskiej „Czterdzieści cztery przyjemności”. Dynia i już. Bohaterka jesieni, zwłaszcza okresu Halloween, który drzwiami i oknami dobija się od kilku lat do właściwego sobie miejsca w polskiej kulturze popularnej. Także drzwiami kuchennymi. Dyni wszędzie pełno. Gotuje się szybko i łatwo, można z niej wyczarować zarówno proste, jak i nieco bardziej skomplikowane potrawy. Początek jest zawsze taki sam: Kilogram obranej dyni trzeba pokroić w kostkę o boku centymetrowym. To żmudne zajęcie, lecz dowodzi miłości. Aby podać zupę krem (na zdjęciu), trzeba gotować dynię kilka minut z ulubionymi dodatkami, przyprawami i solą (lub na słodko z cukrem, jak kto woli), następnie zblendować i połączyć z ciepłym mlekiem oraz zacierkami, grzankami czy makaronem. Sposobów zresztą jest pewnie tyle, ilu amatorów tej zupy;) Można przygotować dyniowe risotto czy słodką, ziołową zapiekankę do mięs, jagnięciny czy kaczki. W opcji numer dwa pomocny może się okazać przepis Tadeusza Pióro: Kilka ząbków czosnku i pęczek pietruszki należy posiekać jak najdrobniej, i wymieszać z kosteczkami dyni. Teraz dynię, czosnek i natkę mieszamy z sześcioma łyżkami mąki, bardzo starannie, żeby każda kosteczka była mąką oblepiona, a jeśli jej ku temu nie starczy, trzeba dosypać więcej. Przy okazji dodajemy pieprz i sól. Żaroodporne naczynie smarujemy oliwą, wkładamy do niej dynię z dodatkami, polewamy kilkoma łyżkami oliwy i zapiekamy w temperaturze 175 stopni przez dwie i pół godziny. Na powierzchni powinna powstać gruba, chrupka skóra koloru razowego chleba. Wyobrażam sobie także na ciasto w amerykańskim stylu, marchwiowe z białą czekoladą, tyle, że z niemałym współudziałem dyni. Mój wybór pada jednak na inne połączenie tych dwóch składników w siostrzanym kolorze pomarańczy: mocno przyprawione, słodko-ostre dyniowo-marchwiowe „sajgonki” (na zdjęciu). Farsz, składający się z dyniowego puree, startej marchwii uduszonej w cynamonie, rodzynkach, startym korzeniu imbiru, ciemnym sosie sojowym i czosnkowym sosie chilli oraz cebuli zeszklonej w towarzystwie odrobiny cząbru i szafranu, zawijam w papier ryżowy do sajgonek i smażę w dość głębokim oleju. I gotowe. Dynia i już!

The carved pumpkin lit by a candle inside is the main symbol of Halloween, and, of course, I’m not going to disagree with this fact. However, it’s always good to have something nice for lunch (especially after visiting cementry) and I’m not going to deny myself small pleasures, which offers us a result of carving a lanterns: fresh, fragrant, orange pumpkin pulp. So – trick or treating!

First of all, the most popular and the easiest is pumpkin soup. Served in salty or sweet version, it’s always hot, creamy and very quick in preparation. You just need to peel pumpkin, cut on small cubes, boil it, match up with other favourite ingredients, such as cream, onion, spices, and serve with toasts or pasta.

It’s good as well if U yield to the temptation of hot casserole (pumpkin, parsley, flour, garlic, salt and pepper), which ideal keeps company of meets, especially duck meat. I can also imagine delicious pumpkin risotto or american-style carrot&pumpkin cake with white chocolate.

My last but not least trick (I would even say that the best) is pumpkin stuffing rolled in rice paper and fried. It’s quite typical for wietnam cuisine but my stuffing is completely different: there’s no meat and I used soy sauce instead of fish sauce. As a result my “rice pancakes” are sweet and hot, full of pumpkin puree, carrots, onions with saffron, raisings, cinnamon, fresh ginger, garlic chilli sauce and soy sauce. Uff, did I found a way out of cruel (tr)eating?

11/01/2008

mozarella

Jesień już na dobre się rozgościła, czasem mój mózg zdaje się o tym zapominać i łapią mnie zachcianki na typowo letnie potrawy, ostatnio była to mozarella z pomidorami. Chyba najpopularniejsze zestawienie pomidora i mozarelli znane też jako caprese- duma Włochów i symbol włoskiej flagi.
Żeby je trochę urozmaicić można zamiast sałatki przygotować aromatyczną kanapkę z pieczywem typu ciabatta-opieczonym i posmarowanym oliwą, wypełnić je mozarellą, pomidorami, rukolą i mieszanką ziół, dodac ulubioną wędline, najlepiej sprawdzą się wszelkie wędzone lub pieczone.
Pisząc tego posta wrzuciłam w google hasło: mozarella, ku mojemu zaskoczeniu większość rezultatów wyszukiwania to była właśnie caprese, czasem pojawiają sie wzmianki o dodawaniu tego sera do pizzy lub sałatek, uważam ze ten pyszny lekki ser zasługuje na troche więcej uznania. Dobrym towarzystwem bedą dla niego wszelkie warzywa, sałaty, zyskuje nieco charakteru jeśli dodamy do niego pesto i oliwki...
Jeśli odkryję coś naprawdę ciekawego dam wam znać;)




Since good few weeks it's atumn but last week I had a craving for something typical for summer. Mozarella and tomatos. In the most popular version they are going together as caprese. Italians must be proud, this salad is looking like italian flag and it's one of the most popular ways to eat this lovely, soft cheese. But hopefully not the only one. If You fill tosted ciabatta bread (or any other kind of bread) with mozarella, tomatos, rocket, basil and smoked meat You will have aromatic sandwich heavy enough to be Your lunch. For better finishing touch use mayo with pesto and olives. And simply enjoy this taste of summer in the middle od atumn.

10/28/2008

Kaszi

Dziwna odmiana polskiej kuchni fusion czy już kulinarna perwersja? Kilka dni temu w sklepie na stoisku ze zdrową żywnością natknęłam się na coś zabawnego, ale i problematycznego, co trudno mi zrozumieć i zinterpretować. Kaszi. Przygotowane z polskiej kaszy i dodatków zawiniętych w algi nori w dwóch wersjach – z wędlinami i wegetariańskiej – weszło ponad rok temu na rynek za sprawą pomysłodawcy Andrzeja Zamojskiego i w jego wizji ma szansę stać się nową modą i pomysłem na biznes. Starannie skomponowana przekąska rzeczywiście jest smaczna i zdrowa, rodzi się tylko pytanie, po co zawijać składniki w nori, siląc się na dziwną wariację na temat sushi, zamiast zrobić z nich na przykład sałatkę. Moje obawy i poczucie ambiwalencji potwierdzili znajomi na imprezie, na którą zabrałam własnoręcznie przygotowane kaszi (na zdjęciu widać te z kaszy jęczmiennej, wędzonej polędwicy, kremowego białego serka z chrzanem i suszonej śliwki). Być może jeśli zastanowimy się nad tym, jaki projekt tożsamości nam oferuje, stojąc gdzieś pomiędzy rozproszoną tożsamością kuchni fusion a tożsamością narodową, wynikającą z użycia określonych, ściśle polskich składników (co jest również silnie podkreślane w promocji produktu), kaszi stanie się mocno podejrzane. Jeśli jednak potraktujemy ją jako zabawną, względnie smaczną ciekawostkę, z której dochód w dodatku przeznaczany jest na cele charytatywne, ta sama podejrzliwość będzie mogła wziąć na wstrzymanie. A my zapytamy: pałeczkami czy swojskim widelcem?

Ps. Maciej Nowak w telewizji śniadaniowej podpowiada, że „łapkami”.

Strange type of polish fusion cuisine or culinary perversion? I’m still not so sure what to think about kaszi – new concept, which is available in organic stores in Warsaw since few months only. It is made from quite traditional polish ingredients, such as grits, sirloin, or – in vegetarian version – cream cheese, sprouts, veges and other addings. The point is, that all is, like Japanese sushi, rolled in nori algs. The difference is inside (just imagine sirloin instead of rice and smoked ham instead of fresh fish!), and, of course, the main difference is in taste. My question is: what exactly it is and why it seems to be so problematic? How to eat it (witch hands, fork, or chopsticks?) – I asked myself and tried to prepare it on my own at home (as U can see on photos I used sirloin, barley grits, prunes and cream cheese with plain white horseradish), so then I asked my friends to try and think about it for a while. They agreed it’s suspicious and ambivalent idea because of model of identity which is offering us in it: it’s fusion-like delicacy (funny & dispersed) and, on the other hand, heavy context of polish traditional ingredients (precisely defined). To sum up, I don’t think it has a chance to success anywhere, but there’s a good point – money from it goes for charity.

10/27/2008

It was a piece of cake

The autumn days swung soft around me
like cotton on my skin

Fiona Apple

Na wskroś amerykańskie. Czekoladowe do kwadratu. W środku mile zaskakujące półpłynną konsystencją. Do kwadratu kaloryczne. Ostentacyjnie zakalcowate. Po prostu BROWNIE. Kroić w kwadraty!

Korzystałam z przepisu Nigelli Lawson z serii “ucztującej”. Równie dobrze pasuje on jednak do „ekspresowej” – brownie robi się naprawdę w jakieś pół godziny, co więcej, trzeba się mocno postarać, żeby nie wyszło. Gorąco polecam, obojętnie, czy na zimno, czy na gorąco; z kawą, czy szklanką mleka; z dodatkami (kandyzowana skórka pomarańczowa, orzechy, rodzynki, czego dusza zapragnie) czy bez nich.


The best is brown, cotton-like inside (with various extra confectioneries like nuts, chips, raisings), covered with silk chocolate sheet. Either fudgy or cakey. Rather sloppy than diligent. Simply BROWNIE. Born in America, now the oldest recipe has more than one hundred years. I used Nigella’s recipe.

Ein Hungerkünstler

Głodomór, tytułowy bohater opowiadania Franza Kafki, spędza większość życia w cyrkowej klatce, oglądany w swym widowiskowym poszczeniu w kolejnych, czterdziestodniowych seriach przez coraz mniejszą liczbę widzów, aż do całkowitego zapomnienia i wycieńczenia. Przed śmiercią, niezrozumiany przez nikogo, spowiada się przypadkowemu człowiekowi z motywów swej głodówki: wolał nie jadać, gdyż nie znalazł nigdy potrawy, która by mu smakowała. Niecodzienny styl życia, nieustający spektakl, niemalże artystyczny gest? Skomplikowana Kafkowska parabola głodu antycypuje pewne niepokoje kolejnych awangard dotyczące powinności i statusu sztuk. Rodzą się one po raz kolejny na nowo, podczas gdy Głodomór odchodzi z dala od blasku reflektorów. Wraz z nim umiera, wydawałoby się, jego profesja. Dlatego dziś krótkie przypomnienie, zainspirowane historią niezastawionego stołu, różnorakich ascetyzmów i postnych ekscesów. Talerzem raczej pustym niż pełnym, a przez tę pustkę jeszcze bardziej intrygującym. Dobrowolne niejedzenie bywa projektem performatywnym, w którym można znaleźć wiele: kulisy i występ, przetwarzanie siebie i trawienie świata, możliwości i niemożności. Z tymi biegunami w zabawny i lekki sposób gra designerska zastawa stołowa „Good China Bad China” studia No Fixed Abode. Do wyboru talerze z napisami: Abstynencja & Łakomstwo, Pokora & Duma, Dobroć & Zawiść, Niewinność & Żądza, Umiarkowanie & Złość, Szczodrość & Chciwość. Który byłby ulubionym Głodomora? To wcale nie takie oczywiste.


Franz Kafka’s story main character, “A Hunger Artist” (1924), spent all his life in circus cage showing himself during forty days long fast. Before his death of starvation, wasted and forgettable, he told accidental passer-by he used to fast because he couldn’t satisfy his hunger with none of the course. Neverending performance, unusual lifestyle, act of art?
Allegorical significance of fasting artist tells us about premonition of many 20th century artistic worries. "A Hunger Artist" explores the familiar Kafka themes of death, art, isolation, asceticism and the corruption of human relationships. Inspired by present-day artists from No Fixed Abode Design I’m recalling this story to consider silent spectacle, empty plates, diverse fasts and other ascetics practices, which can be at least as fascinating as a table lavishly laid. Designer’s dinner set called “Good China Bad China” plays with our moods in light, funny way. You can choose from: Abstinence & Gluttony, Humility & Pride, Kindness & Envy, Chastity & Lust, Temperance & Anger, Charity & Greed. Which one would be Hunger Artist’s favourite?

10/20/2008

Green establishment

Zielono mi. Jesień, a mi zielono. Ugotowałam zielone tagliatelle, wymieszałam z różdżkami brokuła (zieloność po raz drugi) i zblanszowanymi, świeżymi liśćmi szpinaku prosto z własnego ogródka (zieloność po raz trzeci, sprzedane), wycisnęłam trochę czosnku i posypałam wiórkami kokosowymi. Z tego, co zostanie, warto przyrządzić podwieczorek w postaci gorącej zapiekanki z ulubionym serem, czosnkiem, kiełkami fasoli mung (zielonej, rzecz jasna) i płatkami migdałowymi. Proporcje na oko/według uznania. Pyszny, dziecinnie prosty i – co najważniejsze – szybki w przygotowaniu posiłek. Gdy za oknem złota jesień, szkoda czasu na pracochłonną, dobrze przemyślaną kulinarną alchemię. Czasem w cenie są prostsze instynkty, które w rezultacie procentują nie mniej smakowicie. Chwilowe, ale całkowite zaćmienia. Monochromatyczne humory. Zabawy w malarza z jednobarwną paletą. Współczujmy daltonistom.


In the middle of automn I realised I need some green to celebrate and feel it. Not because of perverse contrasts of colours (I mean green as a leading colour of spring). I just wanted to save some time for an autumn walk. That’s why I took some green spinach tagliatelle and mixed it with garlic, green fresh spinach leafs and green (but of course!) broccoli. I would say it could be even better and still very simple if U baked it with Ur favourite cheese, mung bean sprouts and pieces of almond or desiccated coconut. Green is fresh, crunchy and quite fast. When there’s no time for a well thought-out culinary alchemy, U can always use Ur instinct and power of imagination to conjure monochromatic dish out of products in similar colour founded in fridge. Let’s be sorry for all daltonists!

10/18/2008

tokyo sushi



Tokyo Sushi Białystok, ul Warszawska-jeden z najlepszych adresów jeśli szukacie czegoś pysznego do jedzenia i lubicie japońską kuchnię plus doceniacie pięknie podane i starannie przygotowane jedzenie. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona!
Polecam głównie specjalność lokalu- czyli sushi w wersji na ciepło (do wyboru łosoś lub tuńczyk)
z sosem kimczi- absolutnie fantastyczne.



Smakowała mi też japońska zielona herbata serwowana z prażonym ryżem i uromaki z grzybami shitake. Wszystko zresztą jest tam pyszne i warte uwagi.

Sushi jest zdecydowanie warte odkrycia, jeśli jeszcze nie próbowaliście. Każde miasto ma swój lokal /le serwujący/ce kuchnie japońską, Białystok może byc naprawde dumny z Tokyo Sushi, zdecydowanie najlepsze sushi jakie jadłam, nie tylko w Polsce;)

Załączam adres strony z menu: www.tokyosushi.eu



My city Bialystok can be really proud of one of the restaurants- Tokyo Sushi on Warszawska Street. Great Japanese cuisne on the highest world level, nicely served, and very tasty.
Last time I enjoyed special hot sushi with salmon or tuna ( for Ur choice) served with warm aromatic kimchi souce and uromaki with shitake mushrooms. They have great selection of all kind of sushi, soups, japanese style salads and drinks.
Preparing sushi at home will be probably less stylish but very funny, once I will go back to this subject.

10/17/2008

Starbucks

W Polsce idea punktów z kawą typu take-away niestety ciągle jeszcze raczkuje, w większych miastach jest zwykle kilka miejsc do wyboru, w mniejszych najczęściej pozostaje McDonalds lub kompletnie nic. A każdy fan kawy z pewnością przyzna mi rację, że kawa z ekspresów profesjonalnych jest znacznie lepsza od domowej zalewanej wrzątkiem. Plus świetnie jest móc po prostu po drodze dokądśtam wstąpic na chwilę, kupić dobrą kawę i wyjść zabierając ją ze sobą. Mała, ale istotna przyjemność. Pozostaje jeszcze tylko kwestia ceny..., cóż mam nadzieje ze za kilka lat, gdy zdecyduję sie na powrót do Polski, będzie mnóstwo punktów z kawą w miastach, w tym również mój ulubiony Starbucks, a zadowoleni Polacy będą mogli z nich często korzystać i cieszyć się pyszną kawą.




Well- few days abroad, in country without Starbucks was enough for me to realize that I'm actually addicted to their great coffee:) I know that Starbucks it's called coffee's Mc Donalds, but as long as their coffee is one of the best which I have ever tried I don't care about general opinion about that company. I'm enjoing both take-away service and stay-in at cosy, casual and friendly cafes. What I'm looking for in coffee is mild, non sour taste. Grande latte or Mocha are making my day, they are strong enough to bring me back to life when weather in Dublin is really bad and I feel sleepy and grumpy.