Mam słabość do wołowiny, nie za często, od czasu do czasu, najchętniej gdy są to zrazy. Takie w starym stylu: z misternie przyciętymi na wymiar kawałkami boczku, ogórka kiszonego, chleba razowego i cebuli. Spinane wykałaczką. Klasyk. Gotowane przez 2 godziny i wyczekiwane już od momentu umieszczenia w garnku. To jedna z nielicznych pozycji kulinarnych, która zadowala mnie w oryginalnej wersji, nie poszukuję nawet wersji modern.
Najchętniej zjadam je z kopytkami lub opiekanymi ziemniaczkami ( opcjonalnie także z kaszą gryczaną jak tu na zdjęciu). I kieliszkiem dobrego czerwonego wina.
Przepis na pewno każdy zna, jeśli nie to polecam oldschoolowe książki kulinarne;)
1/22/2011
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
2 comments:
zraziki!
alez dawno ich nie jadłam..
wstyd, wstyyyyd - nigdy nie jadłam zraz :<
Post a Comment