Od kilku sezonów w kilku europejskich stolicach można zjeść kolację w restauracji w kompletnych ciemnościach. Do ostatniej soboty było to możliwe także w Warszawie, w której eksperymentalna filia restauracji Dans le Noir? otwarta była na okres kilku miesięcy już po raz drugi - po raz drugi także w Hotelu Novotel. Z okazji jej zamknięcia postanowiłam wreszcie się do niej wybrać i naocznie (choć to może nie jest najbardziej odpowiednie słowo w tym przypadku) przetestować owo osławione wzmożone pobudzenie innych poza wzrokiem zmysłów podczas kolacji po ciemku.
There's no darkness but ignorance - głosi motto restauracji, wzięte z Szekspira.Sytuacja jest niby jak najbardziej spodziewalna i przewidywalna, ale egipskie ciemności, panujące w środku, były dla nas sporym zaskoczeniem. To, że niewidomy kelner wprowadza ucztujących do sali, w której nie widać zupełnie nic, na każdego działa nieco inaczej. Niektórzy byli zaniepokojeni. Inni - podnieceni. Jeszcze inni, w tym także ja - wręcz przerażeni. Nieobecność stałych punktów odniesienia, proksemiczne zagubienie, trudności z rozpoznaniem, w jakiej części sali się znajdujemy, jak ona wygląda, jak właściwie jest duża, i kim jest mężczyzna, który siedzi obok i podbiera przez pomyłkę nasze sztućce, z początku zabawne, szybko stają się źródłem dyskomfortu. Obcy sobie ludzie w ciemnościach prędko przełamują barierę milczenia, po chwili więc oswajamy nieznaną sytuację kompulsywnymi rozmowami o najnowszym Bondzie. Cierpliwie czekamy na zamówione dania (menu polskie, opcja danie główne plus deser i drink), wysłuchując narzekań współbiesiadników na przekąskę. W końcu zbliża się apetyczny zapach mojego głównego, które w smaku jednak rozczarowuje: okazuje się kruchą polędwiczką w sosie grzybowym z pieczonymi ziemniakami, brokułami i marchwią. Nic zaskakującego, nic, z czego rozpoznaniem można by mieć jakiekolwiek trudności (na to samo skarżyli się posiadacze menu francuskiego na talerzu), a o to wszak chyba tu chodzi. Również deser nie uruchamia bogactwa doznań kubków smakowych, nie cieszy aromatem, nie drażni węchu różnorodnością doznań. Ciepły piernik z nadzieniem wiśniowym i polewą czekoladową oraz kulką waniliowych lodów miał szansę uratować pod tym względem cały wieczór, okazał się jednak jednostajną w smaku, słodką i tylko słodką papką-pułapką, tautologiczną pułapką, którą oczywiście pochłaniałam rękoma - jako, że używanie sztućców w warunkach ciemności totalnej graniczy z cudem. Coś za coś. Sensualna przyjemność wzrokowego ogarniania talerza zastąpiona zostaje rozkoszą dotykowego kontaktu z jego zawartością. Niemal dwugodzinna kolacja dobiega końca. Oblepieni czekoladą, nie do końca trzeźwi i bardzo zmęczeni brakiem światła prosimy kelnera o pomoc w dotarciu do wyjścia. Z niemałym poczuciem ulgi.
Najciekawsza w całości tego doświadczenia jest właśnie obserwacja własnych emocji i zachowań innych. I choć wychodząc z Dans le Noir? obiecywałam sobie, że już nigdy więcej dobrowolnych eksperymentów z przebywaniem w ciemności absolutnej, już dwa dni później dałam się namówić na uczestnictwo w wydarzeniu podobnego typu - tym razem w offowym teatrze Academia na warszawskiej Pradze, który gościł taneczny spektakl Unknown #1, wykorzystujący motyw wyłączenia aktywności prymarnego na codzień zmysłu wzroku przy jednoczesnej intensyfikacji zmysłów pozostałych, przede wszystkim dotyku, słuchu, ale i smaku: widzowie na początku mieli zawiązywane oczy. Kolejna, na pewno ciekawsza, sytuacja, zmuszająca do rozważenia zagadnień priopercepcji, reakcji na nieznane, świadomości i zachowań ciała oraz budowania komunikacji z innymi w sytuacji trudnej do rozpoznania. Zainteresowanym bardziej pogłębioną merytoryczną analizą tych dwóch doświadczeń z punktu widzenia nie tyle gastronautki, ile teatrolożki, polecam tekst nie mojego autorstwa, który ukaże się w następnym numerze miesięcznika "Teatr".
There's no darkness but ignorance - głosi motto restauracji, wzięte z Szekspira.Sytuacja jest niby jak najbardziej spodziewalna i przewidywalna, ale egipskie ciemności, panujące w środku, były dla nas sporym zaskoczeniem. To, że niewidomy kelner wprowadza ucztujących do sali, w której nie widać zupełnie nic, na każdego działa nieco inaczej. Niektórzy byli zaniepokojeni. Inni - podnieceni. Jeszcze inni, w tym także ja - wręcz przerażeni. Nieobecność stałych punktów odniesienia, proksemiczne zagubienie, trudności z rozpoznaniem, w jakiej części sali się znajdujemy, jak ona wygląda, jak właściwie jest duża, i kim jest mężczyzna, który siedzi obok i podbiera przez pomyłkę nasze sztućce, z początku zabawne, szybko stają się źródłem dyskomfortu. Obcy sobie ludzie w ciemnościach prędko przełamują barierę milczenia, po chwili więc oswajamy nieznaną sytuację kompulsywnymi rozmowami o najnowszym Bondzie. Cierpliwie czekamy na zamówione dania (menu polskie, opcja danie główne plus deser i drink), wysłuchując narzekań współbiesiadników na przekąskę. W końcu zbliża się apetyczny zapach mojego głównego, które w smaku jednak rozczarowuje: okazuje się kruchą polędwiczką w sosie grzybowym z pieczonymi ziemniakami, brokułami i marchwią. Nic zaskakującego, nic, z czego rozpoznaniem można by mieć jakiekolwiek trudności (na to samo skarżyli się posiadacze menu francuskiego na talerzu), a o to wszak chyba tu chodzi. Również deser nie uruchamia bogactwa doznań kubków smakowych, nie cieszy aromatem, nie drażni węchu różnorodnością doznań. Ciepły piernik z nadzieniem wiśniowym i polewą czekoladową oraz kulką waniliowych lodów miał szansę uratować pod tym względem cały wieczór, okazał się jednak jednostajną w smaku, słodką i tylko słodką papką-pułapką, tautologiczną pułapką, którą oczywiście pochłaniałam rękoma - jako, że używanie sztućców w warunkach ciemności totalnej graniczy z cudem. Coś za coś. Sensualna przyjemność wzrokowego ogarniania talerza zastąpiona zostaje rozkoszą dotykowego kontaktu z jego zawartością. Niemal dwugodzinna kolacja dobiega końca. Oblepieni czekoladą, nie do końca trzeźwi i bardzo zmęczeni brakiem światła prosimy kelnera o pomoc w dotarciu do wyjścia. Z niemałym poczuciem ulgi.
Najciekawsza w całości tego doświadczenia jest właśnie obserwacja własnych emocji i zachowań innych. I choć wychodząc z Dans le Noir? obiecywałam sobie, że już nigdy więcej dobrowolnych eksperymentów z przebywaniem w ciemności absolutnej, już dwa dni później dałam się namówić na uczestnictwo w wydarzeniu podobnego typu - tym razem w offowym teatrze Academia na warszawskiej Pradze, który gościł taneczny spektakl Unknown #1, wykorzystujący motyw wyłączenia aktywności prymarnego na codzień zmysłu wzroku przy jednoczesnej intensyfikacji zmysłów pozostałych, przede wszystkim dotyku, słuchu, ale i smaku: widzowie na początku mieli zawiązywane oczy. Kolejna, na pewno ciekawsza, sytuacja, zmuszająca do rozważenia zagadnień priopercepcji, reakcji na nieznane, świadomości i zachowań ciała oraz budowania komunikacji z innymi w sytuacji trudnej do rozpoznania. Zainteresowanym bardziej pogłębioną merytoryczną analizą tych dwóch doświadczeń z punktu widzenia nie tyle gastronautki, ile teatrolożki, polecam tekst nie mojego autorstwa, który ukaże się w następnym numerze miesięcznika "Teatr".
Since few months the gastronauts in european's capital cities have opportunity of visiting Dans le Noir?, which is much more than another regular restaurantant- it's advertised as an experience of eating meals in completely darkness which are served by blind staff. This unique sensory experience was able to undergo for Varsavians as well until last Saturday, so I went there with my friend to check out how it works in practice. For sure it was truly unusual, even a bit scary, but at the end if somebody would ask me to describe it with only one word, I would say ... disappointment. Why? Talking spontaneusly to other people around me (which was quite exciting) I was given main course composed of meat in mushroom sauce, potatoes and wegetables and it all was too obvious to surprise somehow. Even dessert, which could be full of aromas and flavours, turned to be only banal. Gingerbread with cherry filling and chocolate with wanilla icecream sounds like it was reach in smells, but it was not even teen spirit. Just very sweet, eatable yet boring.
To sum up, I do not regret this dinner in Warsaw Dans le Noir?, but as I've been expecting a lot of sensual pleasures, I went out with a lot of memories of many unforgettable experiences, but not of good food.
photo: DlN
To sum up, I do not regret this dinner in Warsaw Dans le Noir?, but as I've been expecting a lot of sensual pleasures, I went out with a lot of memories of many unforgettable experiences, but not of good food.
photo: DlN
No comments:
Post a Comment