8/04/2010

namaste

Prawie to zapomniałam, a przecież było to nie tak dawno. Dwa lata temu o tej porze pracowałam w Nude, dublińskiej knajpie, której właściciel, Norman, brat samego Bono, pilnował serwowania organicznych i ekologicznych potraw. Zajmowałam się wyciskaniem soków i przygotowywaniem smoothies. Owoce, owocowe, soki, sok z trawy pszenicznej (niezwykle zdrowy!) - wszystko to dawało niezłe pole do popisu.

Nie wierzę więc, że nie poradzę sobie z proteinowymi drinkami! Najbardziej polecane w tzw naprzemienno-warzywne dni są potrawy, które łączą nabiał czy mięso z warzywami. Słowem, lepsze to niż same warzywa. Skoro tak, wymyśliłam, że będę pić napoje wzorowane na indyjskim LASSI.

Jest tyle pysznych połączeń, które przychodzą mi do głowy: lassi z mlekiem kokosowym, lassi mango-kardamon, lassi banan-bazylia.. Owoce są jednak zakazane, więc trzeba mi szukać mniej uczęszczanych dróg.

Myślę o lassi z kardamonem. Z ogórkiem, selerem i imbirem. Z najróżniejszymi przyprawami. Dziś jednak miałam ochotę na słodkie lassi. Zaparzyłam ćwierć szklanki miętowej herbaty, wystudziłam, zblendowałam z dwoma szklankami maślanki milkland (najtańsza, i ma zaledwie 0,8%), świeżymi listkami mięty. Dorzuciłam słodzik. Tym razem byłam zadowolona i z efektu, i z ekstremalnie krótkiego czasu, potrzebnego na przygotowanie. Wyobraźnia pracuje, motywacja skacze, kilogramy lecą w dół.

1 comment:

Arvén said...

Nie znam lepszej rzeczy na śniadanie od smoothie z dobrych składników. A Twoje wygląda bardzo obiecująco :)